„Chodzące sukcesy” I LO

  • Wydrukuj
  • Email
  • „Chodzące sukcesy” I LO. On – matematyk, ona – miłośniczka literatury angielskiej. Różnią się ich pasje i plany na przyszłość. Oboje są tegorocznymi maturzystami i w dodatku bardzo utytułowanymi absolwentami naszej szkoły. Rozmowa z Joanną Świt – laureatką Olimpiady Języka Angielskiego na szczeblu centralnym i Dariuszem Pukasem – finalistą etapu centralnego LXII Olimpiady Matematycznej. Kiedy zaczęła się Wasza droga do sukcesu na olimpiadach? Joanna Świt: Moja przygoda z językiem angielskim rozpoczęła się na początku pierwszej klasy. Ogólnie literatura angielska to jest coś, co bardzo lubię. Przygotowanie do Olimpiady nie było więc Bóg wie jakim wysiłkiem, nie okupiłam tego potem i krwią. Oczywiście czasem było ciężko, zwłaszcza gdy trzeba było robić mnóstwo różnych zadań z gramatyki i słownictwa, ale myślę, że było to połączenie ciężkiej pracy i entuzjazmu. W pierwszej klasie poszłam na Olimpiadę z nastawieniem „a zobaczę jak to wygląda”. Byłam bardzo zaskoczona, że zakwalifikowałam się do etapu okręgowego. Od tej pory zaczęłam się na poważnie przygotowywać. Teraz pamiętam różne dziwne daty, których nie znam z historii Polski. Dariusz Pukas: Matematyką zainteresowałem się jeszcze w gimnazjum, ale wtedy nie traktowałem tego poważnie. Brałem udział w różnych konkursach, ale bez jakichkolwiek wymiernych rezultatów. W wakacje przed pójściem do szkoły średniej, przerobiłem program z liceum i zacząłem robić łatwiejsze zadania olimpijskie. Przez pierwsze dwa lata wysyłałem zadania z olimpiady, ale kończyło się to w ten sposób, że po wysłaniu pierwszej serii stwierdzałem, że odpuszczę i postaram się w roku następnym. Teraz, z perspektywy czasu wiem, że to nie było nic innego jak przejaw mojego lenistwa i żałuję tych decyzji. Na początku robiłem względnie mało zadań, a wolny czas poświęcałem na wszelkiego typu rozrywki. Cale szczęście w trzeciej klasie udało mi się zmobilizować i zacząłem poświęcać matematyce znacznie więcej czasu. To pozwoliło mi uzyskać tylko tytuł finalisty olimpiady. A kto pomógł Wam przejść przez najtrudniejszą część przygotowań? D.P.: Zacząłem brać udział w konkursach, do których przygotowywała mnie Pani od matematyki - mgr Katarzyna Trynkiewicz. Jeśli chodzi o olimpiadę, porady czerpałem od starszych kolegów, którzy osiągnęli już wiele w tym kierunku. Z całą pewnością pomogły mi wszelkiego typu wyjazdy na warsztaty matematyczne, w szczególności te, które były organizowane przez Krajowy Fundusz na Rzecz Dzieci. Na nich zetknąłem się z osobami o wiele zdolniejszymi ode mnie. W ten sposób mogłem pozbyć się złudnego przeświadczenia o własnych umiejętnościach i stwierdzić, jak jeszcze wiele pracy przede mną. Dla zainteresowanych startowaniem w Olimpiadzie w przyszłości, mogę polecić rozwiązywanie jak największej ilości zadań na poziomie olimpijskim, a w szczególności tych ze stron zagranicznych, tj.: www.mathlinks.ro. Najbardziej pouczające są te najtrudniejsze zadania i nie ma sensu obracać się tylko i wyłącznie w tych, które potrafimy sami zrobić w krótkim czasie. Dlatego należy próbować zadań z takich zawodów, jak Międzynarodowa Olimpiada Matematyczna i shortlist tejże olimpiady. Są one dostępne właśnie na wyżej wymienionej stronie. J.Ś.: W moim przypadku pot i krew były zdecydowanie mniej intensywne dzięki pani Daneckiej. W tym momencie na całym łóżku mojego brata, który czasem przyjeżdża z Krakowa, leżą książki pani Daneckiej. Historia Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, literatura. To są takie wielkie, cenne sterty cudnych książek, do których nie miałabym dostępu sama z siebie, a w bibliotece też ich nie ma. Tego jest naprawdę bardzo dużo. Do tego wszystkie kserówki, wykłady. Pani Danecka bardzo dużo mi pomogła. Poza tym, pomogła mi moja rodzina, która wytrzymuje, gdy czasami zaczynam mówić o czymś, co mało kogo interesuje, np. „chcecie posłuchać o wojnie Róż?”. Po pięciu minutach już nikt nie wie o co chodzi, bo wszyscy nazywają się Jerzy, Ryszard albo Edward, ale cierpliwie mnie słuchają. Czym zajęlibyście się, gdyby nie udział w olimpiadach? J.Ś.: W pierwszej klasie zastanawiałam się jeszcze nad jakąś biotechnologią albo czymś takim, ale prawda jest taka, że w Polsce nie ma przyszłości związanej z tymi kierunkami. Musiałabym wtedy studiować gdzieś za granicą. Poza tym nienawidzę biologii, a kocham chemię. Chemia jest cudowna. Mogę godzinami siedzieć, rozwiązywać zadanka, ale biologii nie cierpię. Prawdopodobnie i tak nie odnalazłabym się więc w biotechnologii i prędzej czy później zaczęła się uczyć angielskiego. Wiesz, w pierwszej klasie jeszcze uczyłam się biologii, ale później, dzięki wyrozumiałości pani Polczak, zaliczałam jakieś podstawowe rzeczy i nie było z tym większego problemu. Stwierdziła ona, że skoro i tak nie zdaję tego przedmiotu, to nie muszę się go uczyć w takim wymiarze jak moja klasa. Nikt się w sumie nie dziwił, że nie chodzę na biologię, nie chodzę na chemię, tylko siedzę i czytam jakąś książkę po angielsku. Wszyscy byli zadowoleni. „Dziecko, ucz się. Będziesz dumą szkoły”, a dziecko się uczyło i jest dumą szkoły. D. P.: Gdybym nie zajął się matematyką, pewnie byłbym zwykłym, szarym uczniem liceum, ale na szczęście tak się nie stało i przez to spędziłem ostatnie trzy lata w pożyteczny sposób. Dzięki temu mogę pójść na każdy wymarzony kierunek studiów. Jakie są Wasze zainteresowania? J.Ś.: Moją pasją jest japoński i wszystkie rzeczy z nim związane. Zaczynałam od oglądania anime, a teraz jest to dużo, dużo szersze. Staram się też czytać jakąś literaturę japońską, może z takich bardzie współczesnych pozycji. Poza tym, po prostu lubię komiksy. Neil Gasman i jego „Sandman” to jest zdecydowanie to, co skłoniło mnie to czytania po angielsku. Zobaczyłam tłumaczenie i stwierdziłam „tak nie będziemy tego czytać”. Przeczytałam „Sandmana” w oryginale chyba ze 3 razy i nauczyłam się przy tym wielu bardzo dziwnych słówek. Także pasja związana jest z nauką. Słucham różnej, bardzo dziwnej muzyki. Cieszę się zawsze, gdy uda mi się znaleźć coś nowego, eksperymentalnego. Ostatnio to głównie eksperymentalna elektronika i ewentualnie hardcore oraz standardowy, melodyjny jazz metal. Poza tym troszkę japońskiego New wave’u. Zresztą wszystko można znaleźć na moim profilu na Lastfm, gdzie mieszają się wszystkie moje pasje. D. P.: Zamiast marnować czas, w ramach rozrywki zacząłem rozwiązywać zadania, które wykraczały poza materiał przerabiany w szkole. Tak więc sam znalazłem sobie hobby. Matematyka jest moją jedyną pasją, a w przyszłości mam zamiar zająć się informatyką. A jakie są Twoje plany na przyszłość? J.Ś.: Chciałabym pójść na japonistykę, ale myślę, że angielski też mi się przyda. Jeżeli chcę korzystać z japońskiego, którego mam nadzieję się nauczyć, to angielski też będzie mi potrzebny. A jeśli chodzi o cały element literatury i kultury, to na pewno warto to wszystko wiedzieć. Będę z łatwością wpisywać hasła w krzyżówkach (śmiech). Zresztą przeczytałam dużo książek napisanych przez ludzi, których zapewne nie poznałabym w innym wypadku, np. Tennessee Williams. Dzięki temu wiem, że są to jedni z moich ulubionych autorów. Zresztą, może kiedyś pojadę do Japonii i będę się tam chwalić moją wiedzą na temat krajów anglosaskich albo będę uczyć Japończyków angielskiego. Dziękuję za rozmowę. rozmawiała Julia Nieprzecka View the embedded image gallery online at: https://powiat.jaroslawski.pl/aktualnosci/item/547-%E2%80%9Echodz%C4%85ce-sukcesy%E2%80%9D-i-lo#sigProId0fbd309f45

On – matematyk, ona – miłośniczka literatury angielskiej. Różnią się ich pasje i plany na przyszłość. Oboje są tegorocznymi maturzystami i w dodatku bardzo utytułowanymi absolwentami naszej szkoły. Rozmowa z Joanną Świt – laureatką Olimpiady Języka Angielskiego na szczeblu centralnym i Dariuszem Pukasem – finalistą etapu centralnego LXII Olimpiady Matematycznej.

Kiedy zaczęła się Wasza droga do sukcesu na olimpiadach?

Joanna Świt: Moja przygoda z językiem angielskim rozpoczęła się na początku pierwszej klasy. Ogólnie literatura angielska to jest coś, co bardzo lubię. Przygotowanie do Olimpiady nie było więc Bóg wie jakim wysiłkiem, nie okupiłam tego potem i krwią. Oczywiście czasem było ciężko, zwłaszcza gdy trzeba było robić mnóstwo różnych zadań z gramatyki i słownictwa, ale myślę, że było to połączenie ciężkiej pracy i entuzjazmu. W pierwszej klasie poszłam na Olimpiadę z nastawieniem „a zobaczę jak to wygląda”. Byłam bardzo zaskoczona, że zakwalifikowałam się do etapu okręgowego. Od tej pory zaczęłam się na poważnie przygotowywać. Teraz pamiętam różne dziwne daty, których nie znam z historii Polski.

Dariusz Pukas: Matematyką zainteresowałem się jeszcze w gimnazjum, ale wtedy nie traktowałem tego poważnie. Brałem udział w różnych konkursach, ale bez jakichkolwiek wymiernych rezultatów. W wakacje przed pójściem do szkoły średniej, przerobiłem program z liceum i zacząłem robić łatwiejsze zadania olimpijskie. Przez pierwsze dwa lata wysyłałem zadania z olimpiady, ale kończyło się to w ten sposób, że po wysłaniu pierwszej serii stwierdzałem, że odpuszczę i postaram się w roku następnym. Teraz, z perspektywy czasu wiem, że to nie było nic innego jak przejaw mojego lenistwa i żałuję tych decyzji. Na początku robiłem względnie mało zadań, a wolny czas poświęcałem na wszelkiego typu rozrywki. Cale szczęście w trzeciej klasie udało mi się zmobilizować i zacząłem poświęcać matematyce znacznie więcej czasu. To pozwoliło mi uzyskać tylko tytuł finalisty olimpiady.

A kto pomógł Wam przejść przez najtrudniejszą część przygotowań?

D.P.: Zacząłem brać udział w konkursach, do których przygotowywała mnie Pani od matematyki - mgr Katarzyna Trynkiewicz. Jeśli chodzi o olimpiadę, porady czerpałem od starszych kolegów, którzy osiągnęli już wiele w tym kierunku. Z całą pewnością pomogły mi wszelkiego typu wyjazdy na warsztaty matematyczne, w szczególności te, które były organizowane przez Krajowy Fundusz na Rzecz Dzieci. Na nich zetknąłem się z osobami o wiele zdolniejszymi ode mnie. W ten sposób mogłem pozbyć się złudnego przeświadczenia o własnych umiejętnościach i stwierdzić, jak jeszcze wiele pracy przede mną. Dla zainteresowanych startowaniem w Olimpiadzie w przyszłości, mogę polecić rozwiązywanie jak największej ilości zadań na poziomie olimpijskim, a w szczególności tych ze stron zagranicznych, tj.: www.mathlinks.ro. Najbardziej pouczające są te najtrudniejsze zadania i nie ma sensu obracać się tylko i wyłącznie w tych, które potrafimy sami zrobić w krótkim czasie. Dlatego należy próbować zadań z takich zawodów, jak Międzynarodowa Olimpiada Matematyczna i shortlist tejże olimpiady. Są one dostępne właśnie na wyżej wymienionej stronie.

J.Ś.: W moim przypadku pot i krew były zdecydowanie mniej intensywne dzięki pani Daneckiej. W tym momencie na całym łóżku mojego brata, który czasem przyjeżdża z Krakowa, leżą książki pani Daneckiej. Historia Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, literatura. To są takie wielkie, cenne sterty cudnych książek, do których nie miałabym dostępu sama z siebie, a w bibliotece też ich nie ma. Tego jest naprawdę bardzo dużo. Do tego wszystkie kserówki, wykłady. Pani Danecka bardzo dużo mi pomogła. Poza tym, pomogła mi moja rodzina, która wytrzymuje, gdy czasami zaczynam mówić o czymś, co mało kogo interesuje, np. „chcecie posłuchać o wojnie Róż?”. Po pięciu minutach już nikt nie wie o co chodzi, bo wszyscy nazywają się Jerzy, Ryszard albo Edward, ale cierpliwie mnie słuchają.

Czym zajęlibyście się, gdyby nie udział w olimpiadach?

J.Ś.: W pierwszej klasie zastanawiałam się jeszcze nad jakąś biotechnologią albo czymś takim, ale prawda jest taka, że w Polsce nie ma przyszłości związanej z tymi kierunkami. Musiałabym wtedy studiować gdzieś za granicą. Poza tym nienawidzę biologii, a kocham chemię. Chemia jest cudowna. Mogę godzinami siedzieć, rozwiązywać zadanka, ale biologii nie cierpię. Prawdopodobnie i tak nie odnalazłabym się więc w biotechnologii i prędzej czy później zaczęła się uczyć angielskiego. Wiesz, w pierwszej klasie jeszcze uczyłam się biologii, ale później, dzięki wyrozumiałości pani Polczak, zaliczałam jakieś podstawowe rzeczy i nie było z tym większego problemu. Stwierdziła ona, że skoro i tak nie zdaję tego przedmiotu, to nie muszę się go uczyć w takim wymiarze jak moja klasa. Nikt się w sumie nie dziwił, że nie chodzę na biologię, nie chodzę na chemię, tylko siedzę i czytam jakąś książkę po angielsku. Wszyscy byli zadowoleni. „Dziecko, ucz się. Będziesz dumą szkoły”, a dziecko się uczyło i jest dumą szkoły.

D. P.: Gdybym nie zajął się matematyką, pewnie byłbym zwykłym, szarym uczniem liceum, ale na szczęście tak się nie stało i przez to spędziłem ostatnie trzy lata w pożyteczny sposób. Dzięki temu mogę pójść na każdy wymarzony kierunek studiów.

Jakie są Wasze zainteresowania?

J.Ś.: Moją pasją jest japoński i wszystkie rzeczy z nim związane. Zaczynałam od oglądania anime, a teraz jest to dużo, dużo szersze. Staram się też czytać jakąś literaturę japońską, może z takich bardzie współczesnych pozycji. Poza tym, po prostu lubię komiksy. Neil Gasman i jego „Sandman” to jest zdecydowanie to, co skłoniło mnie to czytania po angielsku. Zobaczyłam tłumaczenie i stwierdziłam „tak nie będziemy tego czytać”. Przeczytałam „Sandmana” w oryginale chyba ze 3 razy i nauczyłam się przy tym wielu bardzo dziwnych słówek. Także pasja związana jest z nauką. Słucham różnej, bardzo dziwnej muzyki. Cieszę się zawsze, gdy uda mi się znaleźć coś nowego, eksperymentalnego. Ostatnio to głównie eksperymentalna elektronika i ewentualnie hardcore oraz standardowy, melodyjny jazz metal. Poza tym troszkę japońskiego New wave’u. Zresztą wszystko można znaleźć na moim profilu na Lastfm, gdzie mieszają się wszystkie moje pasje.

D. P.: Zamiast marnować czas, w ramach rozrywki zacząłem rozwiązywać zadania, które wykraczały poza materiał przerabiany w szkole. Tak więc sam znalazłem sobie hobby. Matematyka jest moją jedyną pasją, a w przyszłości mam zamiar zająć się informatyką.

A jakie są Twoje plany na przyszłość?

J.Ś.: Chciałabym pójść na japonistykę, ale myślę, że angielski też mi się przyda. Jeżeli chcę korzystać z japońskiego, którego mam nadzieję się nauczyć, to angielski też będzie mi potrzebny. A jeśli chodzi o cały element literatury i kultury, to na pewno warto to wszystko wiedzieć. Będę z łatwością wpisywać hasła w krzyżówkach (śmiech). Zresztą przeczytałam dużo książek napisanych przez ludzi, których zapewne nie poznałabym w innym wypadku, np. Tennessee Williams. Dzięki temu wiem, że są to jedni z moich ulubionych autorów. Zresztą, może kiedyś pojadę do Japonii i będę się tam chwalić moją wiedzą na temat krajów anglosaskich albo będę uczyć Japończyków angielskiego.

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Julia Nieprzecka