Kiedy nadszedł czas ostatecznego szturmu – a było to 16 maja o 22.20 – nagłym atakiem, bez przygotowania artyleryjskiego, 16. Lwowski Batalion Strzelców wdarł się na Widmo. Zdobywano bunkier po bunkrze. Niemieckie kontrataki załamywały się w ogniu. Po jednym z nich Polacy poderwali się do ataku na wzgórze 593 w jedną stronę i w kierunku San Angelo w drugą. Sytuacja stała się dla Niemców krytyczna. Opanowanie tych wzgórz otwierało Polakom drogę do stanowisk moździerzy i artylerii.
Spadochroniarze, wspierani przez ciężkie moździerze, ruszyli przed świtem 17 maja do kontrataku. Polakom znowu kończyła się amunicja, szeregi batalionu zaczęły się chwiać. Wtedy sierż. Marian Czapliński zaintonował hymn. Lwowiacy podchwycili słowa i skoczyli do bezpośredniego zwarcia. Poległ wówczas mjr Jan Żychoń.
W ostatniej chwili na placu boju zjawił się jeden z plutonów drugiego rzutu z zapasową amunicją, przechylając szalę zwycięstwa. Utrzymano Widmo, zdobyto kolejno San Angelo, wzgórze 593 i folwark Massa Albaneta. 1. Dywizja Pancerno-Spadochronowa „Hermann Göring” otrzymała rozkaz wycofania się z klasztoru. Polacy przechwycili niemiecki meldunek i polska artyleria systematycznie ostrzeliwała drogi ewentualnego odwrotu przeciwnika.
Ponad stu spadochroniarzy ze straży tylnej zeszło z klasztoru na południe. Woleli poddać się Brytyjczykom niż Polakom. Kilkudziesięciu ruszyło pod ostrzałem w kierunku Monte Cairo i nowej linii obrony. Nad ranem 18 maja zauważono na ruinach klasztoru białą flagę. Patrol 12. Pułku Ułanów Podolskich dowodzony przez ppor. Kazimierza Gurbiela wkroczył do ruin klasztoru. Wziął tam do niewoli szesnastu rannych żołnierzy niemieckich, których wycofujący się spadochroniarze zostawili pod opieką trzech sanitariuszy. Na murach klasztoru zatknięto najpierw proporzec pułkowy, a następnie polską flagę. Kilka godzin później, na specjalny rozkaz gen. Andersa, nieco niżej, wywieszono flagę brytyjską. A w samo południe plut. Emil Czech, stojąc na ruinach, odegrał hejnał mariacki.
Na swoim odcinku brytyjski XIII Korpus sforsował Rapido i dotarł do Liri. Marokańczycy obeszli górami niemieckie pozycje, grożąc wzięciem w kocioł spadochroniarzy. Niemcy szybko opuścili przełamaną Linię Gustawa i wycofali się kilkanaście kilometrów na zapasową Linię Hitlera. Dzięki temu oddziały brytyjskiej 8. Armii uzyskały swobodę działania w dolinie rzeki Liri. Zaangażowanie wszystkich odwodów na tej linii pozwoliło 23 maja na wyprowadzenie natarcia z przyczółku pod Anzio. 4 czerwca Amerykanie zajęli Rzym.
W natarciu na Monte Cassino zginęło 923 żołnierzy polskich, 345 uznano za zaginionych bez wieści (tak naprawdę za poległych, których nie ma jak pochować). 2931 zostało rannych (część z nich później zmarła). Na niemal płaskim odcinku terenu między Monte Cassino i wzgórzem 593, na drodze natarcia 3. Dywizji Strzelców Karpackich, na przełomie 1944 i 1945 r. zbudowano polski cmentarz wojenny. Zaprojektowali go architekci Wacław Hryniewicz i Jerzy Skolimowski. Budowali go pod nadzorem inż. Romana Wajdy żołnierze uczestniczący w bitwie. Pochowano na nim 1072 żołnierzy Rzeczypospolitej wszystkich narodowości: Polaków, Białorusinów, Ukraińców i Żydów. Wśród nich, wiele lat później, gen. Władysława Andersa, który w swej ostatniej woli prosił, by mógł spocząć pod Monte Cassino. Jego grób stanowi dziś centralny punkt cmentarza. Nieopodal powstały dwa inne cmentarze: brytyjski (5 tys. grobów) i niemiecki z 7 tys. grobów, w dużej mierze bezimiennych.
Jaka była ogólna ocena tej bitwy? Ostatecznie, po półrocznych krwawych walkach, 18 maja 1944 r. II Korpus Polski zepchnął spadochroniarzy z Linii Gustawa pod Monte Cassino; marokańscy górale z Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego przeszli ten jej odcinek, który był wsunięty wyżej w masyw Apeninów, a brytyjska 78. Dywizja Piechoty sforsowała Liri. Za cenę tysięcy poległych, zaginionych bez wieści i rannych osiągnięto taktyczne zwycięstwo, które gen. Mark Clark, dowodzący amerykańską 5. Armią, natychmiast zaprzepaścił w skali operacyjnej: zamiast zgodnie z planem odciąć niemieckie dywizje i zepchnąć je do morza – pomaszerował po wątpliwą sławę wyzwoliciela, do niebronionego przez Niemców Rzymu. A to dało Kesselringowi czas na wycofanie głównych sił na kolejną linię obrony na północy Włoch. O strategicznym celu lądowania we Włoszech, jakim według brytyjskiego premiera Winstona Churchilla miały być marsz na Wiedeń i dotarcie do Europy Środkowej przed Sowietami, w ogóle nie było już mowy. Co więcej, przez dziesięciolecia zaprzeczano istnieniu takiego planu – bo gdyby istniał, ktoś byłby winny jego niezrealizowania.
W Polsce bitwa przeszła do legendy. Feliks Konarski „Ref-Ren” napisał w noc poprzedzającą ostatni szturm pieśń Czerwone maki na Monte Cassino. Stała się ona na wiele lat nieformalnym hymnem niepodległościowym. Melchior Wańkowicz (który na placu boju pojawił się długo po jego zakończeniu) z reporterską pasją, na podstawie opowieści tych, którzy przeżyli, przygotował trzytomowe wydawnictwo, gloryfikujące poświęcenie walczących żołnierzy. Na Zachodzie o bitwie pamiętają tylko rodziny poległych, polscy kombatanci, garstka historyków wojskowości i... absolwenci elitarnych amerykańskich uczelni wojskowych, gdzie włączono ją do kanonu wykształcenia jako przykład walk o strategiczne pozycje górskie. W Niemczech przechodzi pomału w zapomnienie. Nawet w tradycji jednostek spadochronowych Bundeswehry więcej mówi się o udanym desancie na Kretę niż o półrocznej zaciętej obronie w Apeninach. Włosi odbudowali klasztor i wrócili do normalnego życia. I tylko oni mają codziennie przed oczyma trzy wielkie cmentarze niepozwalające zapomnieć o krwawej bitwie.
Źródło (tekst, zdj.): Instytut Pamięci Narodowej